Saturday 1 September 2012

Tea in Hangzhou

Hangzhou to śliczne miasteczko liczące 8 milionów mieszkańców, z brukowanymi uliczkami i malowniczym jeziorem West Lake. Ma też wiele luksusowych sklepów i dilerów samochodowych typu Maserati, Aston Martin, Ferrari, czy Rolls Royce.

Z tego, co się dowiedzieliśmy, teren wokół jeziora rozbudowano i ulepszono dopiero pięć lat temu w ciągu 300 dni. Powiedział nam to mężczyzna, który nas zaczepił, kiedy usiedliśmy na ławce, aby odpocząć na chwilę. Porozmawiał z nami z pół godziny, a potem zapytał, czy chcemy zobaczyć, jak robi się herbatę. Pozwoliliśmy się zaprowadzić do miejsca, gdzie inny mężczyzna (jego znajomy/wspólnik?) rozstawił swój stragan. Zrobił nam pysznej zielonej herbaty i pokazał nam, jak herbata przeobraża się ze świeżych zielonych liści w suche brązowe liście, które kupujemy w sklepie. Oczywiście na koniec byliśmy zobligowani do kupna herbaty, ale było warto. Za 50 yuanów (ok. 20 złotych) dostaliśmy dwie szklanki herbaty, dwudziestominutową prezentację i około 100 g świeżo przygotowanych liści zielonej herbaty.

Uwaga osobista i nie na temat: po niecałych pięciu dniach w Chinach, Ola: jakieś 20 bąbli po ugryzieniach owadów, Jon: zero :-/

*****

Hangzhou is a cute town of 8 milion people, with lots of small cobblestoned streets and a picturesque West Lake. It also has a lot of luxury stores and car dealerships: Maserati, Aston Martin, Ferrari, Rolls Royce, and others.

Apparently the waterfront area was all cleaned up and rebuilt only five years ago over 300 days. We were told this by a guy who started talking to us when we sat on a bench to rest for a bit. He talked to us for about half an hour, and then asked if we were interested in how tea was made. We allowed him to lead us to a place where another guy (his friend/associate?) had set up shop. He made us some beautiful green tea, and showed us how tea goes from fresh green leaves to the brown and shrivelled leaves we buy in stores. We were of course obliged to buy some tea from him at the end, but it was worth it. For 50 yuan (around NZD 10), we got two cups of tea, a 20 min presentation, and around 100 g of freshly made green tea.

Off topic and on a personal note: after less than five days in China, Alex: some 20 insect bites on arms and legs, Jon: zero :-/


One of the pretty streets in Hangzhou

A welcoming smile

I can smile like that, too

Much needed rest

Too much walking

This is what fresh tea looks like

The machine for "cooking" the tea, a bit like a gigantic electric wok

It took about 20 mins of him stirring the leaves in the hot machine before the tea was ready...

...and looked like this

But first, small bits of leaves had to be removed so that only whole pieces were left

2 comments:

  1. O łaaa! Ja zazdroszczę tego pokazu! Uwielbiam zieloną herbatę, a podejrzewam, że ta którą tam piliście jest zupełnie inna niż ta "sklepowa".

    A co do ugryzień - chyba mamy to rodzinne :D

    ReplyDelete
  2. Zapytaj w aptece czy mają fenistil na ukąszenia;-)

    ReplyDelete