Khopra, nasz najwyższy szczyt przed MBC, nie zrobiła na nas najlepszego wrażenia. Dotarliśmy tam tuż przed gradem, więc mieliśmy szczęście, ale byliśmy przemarznięci, bo ostatnią godzinę szliśmy w chmurach. Jadalnia miała kominek (w którym palono drewnem i suszonymi plackami jakowymi), ale drzwi nie chciały się zamknąć, chyba że je się zabezpieczyło haczykiem i nawet wtedy były szpary po każdej stronie.
Jeśli mowa o jakach, to widzieliśmy ich nawet całe stado, a także końcówkę ćwiartowania jaka i rozwieszanie jego skóry na płocie na pożywkę dla kruków, które chyba pomagały ją oczyścić. Trochę makabryczny widok.
Do Chhomrong dotarliśmy po przejściu jakichś 15 kilometrów, omijając wioskę, w której mieliśmy się zatrzymać, co pozwoliło nam oszczędzić jeden dzień marszu. Zrobiliśmy tak jeszcze kilka razy i w końcu szlak zabrał nam 12 dni zamiast 16.
Kiedy dotarliśmy do MBC, gdzie zatrzymaliśmy się na noc, zjedliśmy lunch, zostawiliśmy bagaże i wyruszyliśmy do ABC - Annapurna Base Camp, 4130 m. To był najwyższy punkt naszej podróży i najzimniejszy. Założyłam tyle warstw, ile zmieściło mi się pod pod kurtką, a do tego dwie czapki. Annapurna to, według Wikipedii, jedna z najniebezpieczniejszych gór dla alpinistów, no i widzieliśmy kartki i tablice upamiętniające osoby, które ostatnio tam zginęły. Nie mogłam sobie wyobrazić pójścia jeszcze wyżej, nawet nie dlatego, że ciężko tam było oddychać, ale przez przejmujące zimno. Byłam zadowolona, kiedy wróciliśmy do MBC, mimo że tam też było dość wysoko.
Droga powrotna do Chhomrong była długa i męcząca, mimo że głównie było z górki, bo na koniec przekracza się rzekę i wspina na wgórze, a potem jeszcze na milion schodów, aby dojść do wioski. Wiedziałam, że na końcu będzie na nas czekał gorący prysznic, więc miałam dobrą motywację :-)
Następnego dnia znowu czekał nas marsz, ale tylko do lunchu, aż doszliśmy do wioski, do której dochodzi kamienista droga, po której jeżdżą samochody. Do Pokhara dojechaliśmy jeepem, którego dzieliliśmy z parą z Kanady.
Nasza wspinaczka łączyła w sobie rzeczy, których nie znoszę najbardziej: chodzenie pod górę, zimno i brak codziennego prysznica. Im więcej czasu mija od zakończenia tej wyprawy, tym bardziej jestem zadowolona, że to zrobiłam (to Jon chciał tam pojechać, nie ja), bo widoki zapierały dech w piersiach nie tylko ze względu na wysokość. Ale na pewno nie chciałabym powtórzyć tego doświadczenia. Nawet wybierając zdjęcia do tej notki najbardziej odczuwałam ulgę, że mnie już tam nie ma. Ale różnych ludzi potrzeba na świecie i są tacy, którzy uwielbiają to miejsce, niektórzy często tam wracają albo wręcz przeprowadzili się do Nepalu ze Stanów, Niemiec czy Anglii.
Zakończę myślą, której się trzymałam przez ostatnie parę tygodni: za kilka dni znów założę dżinsy!
*****
Khopra, which was our tallest peak before we got to MBC, did not make a great impression on us. We got there just before a hailstorm, which was lucky, but we were freezing, as we walked the last hour or so in the clouds. The dining room had a fireplace (using wood and dried yak dung), but the door wouldn't say closed unless you locked it, and even then there were gaps on its side.
Speaking of yaks, we saw a whole group of them, and also the end of butchering one and hanging its skin on a fence for the crows to feast on and, presumably, clean it. It was a bit of a macabre sight.
We got to Chhomrong after walking for 15 km, not passing through the village where we had planned to stay that night, which saved us a day. We did this a couple more times, and ended up doing the 16 day trek in 12 days.
When we got to MBC, where we were staying for the night, we had lunch there, left our bags, and left for ABC - Annapurna Base Camp at 4,130 m. That was the highest point of our journey, and also the coldest. I put on all the layers that I could fit under my windbreaker jacket, and two hats. Annapurna is, according to Wikipedia, one of the deadliest mountains for climbers, and we saw little memorials for people who died there recently. I couldn't imagine going any higher than the base camp, not even because it was hard to breathe, but because of the bitter cold. I was happy when we were back at MBC, even though it was quite high, too.
The walk back to Chhomrong was quite long and tiring, because even though it's mostly downhill, at the end you cross a river and then climb up a hill and what seemed like millions of steps to get to the village. I knew there would be a hot shower waiting for us there, so that was good motivation :-)
The next day we walked again until lunchtime, to reach a village that has a dirt road that cars can go on, and we shared a jeep with a couple from Canada to get back to Pokhara.
All in all, this trek combined the things I hate the most: walking uphill, being cold, and not being able to shower every day. I guess the more time passes, the more I am glad I did it (Jon was the one who really wanted to do it, not me), as the views were breathtaking, and not just because of the altitude. But I definitely don't want a repeat of the experience, it's not my cup of tea. Even going through the photos to select the ones to upload here, all I could feel was an immense sense of relief that I'm not there anymore. But hey, it takes all sorts to make a world, and there are people who love this place, some come back repeatedly, and some of them have even moved there from the US, Germany, or the UK.
I'll finish this with my favourite thought of the last few weeks: in a couple of days, I'll wear jeans again!
|
Professional porters |
|
Aliens landed in Nepal |
|
One of the places to stop for some lemon tea |
|
The trek was exhausting at times :-) |
|
Lots of these bright-yellow plants very high up |
|
Alex the Mountaneer |
|
We got there |
|
Snakes and Ladders while waiting for our dinner |
|
The night sky was amazing (Jon ventured outside after dark, not me) |
|
Drying yak dung for fuel |
|
The peak at Khopra |
|
The deepest gorge in the world - surrounded by 8000m peaks |
|
Black yak in mud |
|
Blond fringe lookin' trendy |
|
Yaks hanging out on the steep hill |
|
To cross or not to cross |
|
Time for a rest |
|
There are some vast spaces there |
|
Somehow I didn't find this message very reassuring |
|
The kitchen at Bayeli |
|
Wrapped up for the evening |
|
Amazing colours |
|
Another postcard-worthy shot |
|
And this one, too :-) |
|
The crow feast |
|
Breathtaking, isn't it? |
|
Yes, the sky was really this blue |
|
We were there |
|
The trunk is a beehive |
|
Local shortcut for crossing the river in Chhomrong |
|
How many monkeys can you see? |
|
Fishtail mountain (Machhapuchhre) |
|
Amazing clouds 1/3 |
|
Amazing clouds 2/3 |
|
Amazing clouds 3/3 |
|
Jon the adventurer |
|
Time for some rest |
|
Half way to MBC |
|
Sunrise in the middle of the day - those mountains get in the way sometimes |
|
Glacier along the way |
|
The end! |
|
Snowy clouds |
|
Annapurna, possibly |
|
Piling my layers on at ABC |
|
The memorials at ABC |
|
Getting ready to have our photo taken |
|
At ABC |
|
Cool rock |
|
On the way back |
|
Rooster says: Freshhouse is fresh |
|
They didn't rescue us |